Spośród poprawek zgłoszonych do prezydenckiego projektu ustawy frankowej najwięcej emocji wzbudziła ta, która zakłada, że banki objęte planem naprawczym nie płacą składki na fundusz, który wspomoże przewalutowanie kredytów hipotecznych. Wiadomo, że chodzi m.in. o Getin czy BOŚ Bank. Czy to nie jest zaburzenie konkurencji na rynku bankowym?
System bankowy jest systemem naczyń połączonych. Jeśli jeden podmiot ma problemy, to wpływa to na cały sektor. Należy mieć na uwadze interes państwa jako całości i stabilność systemu finansowego. Banki, które mają problemy, mogłyby je pogłębić, gdyby dołożyć im dodatkowe obciążenia w postaci składki. Mogłoby to nawet uniemożliwić im wyjście z programu naprawczego. Gdy taki bank go zrealizuje, to będzie musiał i tak płacić składkę na Fundusz Konwersji, bo tak ma się teraz nazywać fundusz, z którego będą przewalutowywane kredyty. W tym przypadku jest podobnie jak z tzw. podatkiem bankowym - nie płacą go instytucje, które realizują programy postępowania naprawczego.
Zwolnienie banku ze składki może być jednak uznane za formę pomocy publicznej.
Podobna sytuacja występuje w przypadku podatku od aktywów instytucji finansowych i nie jest to interpretowane w ten sposób. Trzeba pamiętać, że jeśli plan naprawczy nie powiedzie się w jakimś podmiocie, wówczas może to rzutować na wszystkich choćby przez wzrost kosztów finansowania, wyższą składkę na Bankowy Fundusz Gwarancyjny czy notowania na giełdzie. Wydaje się, że sektor bankowy ze zrozumieniem podchodzi do rozwiązania, żeby banki objęte postępowaniem naprawczym nie ponosiły składek na Fundusz Konwersji.
Czy klienci banków, które nie płacą składki, będą mogli skorzystać ze wsparcia funduszu?
Jeżeli chodzi o wszystkich klientów banków, to będą mogli oni korzystać z mechanizmu Funduszu Wspierającego. Ze środków Funduszu Konwersji będzie mogła być sfinansowana konwersja kredytów klientów banków, które wniosły składkę. Banki na wykorzystanie wpłaconych środków będą miały pół roku. W tym czasie powinny zaoferować kredytobiorcy warunki przewalutowania. Po tym czasie niewykorzystane środki z ich składki będą rozdysponowane wśród innych banków, ale tylko wśród tych, które biorą udział w zasilaniu finansowym Funduszu Konwersji.
Jeśli banki objęte planem naprawczym nie będą mogły przewalutować kredytów frankowych, to mając duży i niekoniecznie najlepszej jakości portfel tych kredytów, mogą stanowić zagrożenie dla stabilności systemu, ale od innej strony.
Nie zgadzam się. Banki, które przechodzą proces restrukturyzacji, nie zawsze znalazły się w trudnej sytuacji przez swój portfel kredytów walutowych. Warto przy tym pamiętać, że w projekcie ustawy wniesionym przez prezydenta jest również modyfikacja drugiego instrumentu wsparcia, czyli istniejącego Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, z którego pomocy mogą skorzystać wszyscy kredytobiorcy niezależnie od waluty, w jakiej zaciągnęli zobowiązanie. On do tej pory nie działał, a tam jest zgromadzone ok. 600 mln zł.
Skoro mówimy o walutach, to czy Ministerstwo Finansów będzie w tym roku sprzedawać obligacje w walutach obcych? W ostatnich latach inwestorzy nie byli rozpieszczani tego rodzaju ofertą długu.
Nasza strategia zakładała zejście z zadłużeniem walutowym poniżej 30 proc. całkowitego długu Skarbu Państwa i to się udało już w 2018 r. Nie zamierzamy się finansować poza lokalnym rynkiem, bo ten pozwala nam swobodnie finansować potrzeby pożyczkowe bez zarzucania go nadmierną podażą. Emisje zagraniczne mogą najwyżej służyć refinansowaniu zapadających serii i utrzymaniu dostępu do rynków i inwestorów. Chodzi o to, żeby, uwzględniając bieżące warunki rynkowe i budżetowe, jak najlepiej realizować cel strategii, tj. minimalizację kosztów obsługi długu w długim terminie przy ograniczeniu ryzyka. Ponadto niektóre z kluczowych agencji ratingowych kładą spory nacisk na poziom zadłużenia zagranicznego. Tym samym oczekiwać można, iż jego zmniejszenie może przyczynić się do podniesienia naszej oceny wiarygodności kredytowej. Rating Polski u niektórych agencji, np. Moody's czy Fitch, pozostaje niezmieniony od wielu lat. Trudno powiedzieć, że przez tyle lat nasza wiarygodność się nie zwiększyła, a oceny pozostają takie same. Staramy się zatem neutralizować ewentualne czynniki mogące mieć na to wpływ.
Może zapomniano o nas albo po prostu poprawa ratingu na tle podobnych gospodarek do polskiej, czyli w grupie porównawczej, nie jest możliwa czy uzasadniona.
Spotykamy się regularnie z przedstawicielami agencji, znamy ich metodologię i widzimy, że jedną z ważniejszych kwestii z punktu widzenia agencji jest zadłużenie denominowane w walutach obcych. Z naszych analiz wynikało, że powinniśmy je zmniejszyć poniżej 30 proc. i to się udało.
Jaki będzie następny cel w strategii zarządzania długiem?
W kolejnych latach zakładamy dalszy stopniowy spadek udziału walut obcych w długu Skarbu Państwa. Zgodnie ze strategią obniżać ma się również wielkość długu publicznego w relacji do PKB. Moim celem jest przekonać też agencje do tego, aby podniosły nam rating albo chociaż dowiedzieć się, co będzie tym czynnikiem, który może przeważyć szalę.
Pewnie obniżając wiek emerytalny i robiąc inne ekstrawaganckie rzeczy w polityce gospodarczej, nie możemy na to zbyt szybko liczyć. Ale wróćmy do emisji. Czy Polska uplasuje w tym roku obligacje w euro, dolarze amerykańskim, jenie albo franku szwajcarskim, bo dług w tych walutach mamy do zrolowania?
Nie chcę powiedzieć, że na 100 proc. nie będziemy się finansowali za granicą. Ewentualne emisje na rynkach zagranicznych uzależnione będą przede wszystkim od sytuacji budżetowej, jak również od zaistnienia korzystnych warunków rynkowych pozwalających nam na efektywną realizację strategicznych celów. Na pewno przeprowadzimy emisję tzw. green bonds, czyli zielonych obligacji, bo do tego zobowiązaliśmy się wobec inwestorów. To jednak nie jest standardowy instrument, oprócz zarządzania długiem służy również finansowaniu projektów prośrodowiskowych.
A co z pandami, czyli długiem w juanie?
Obligacje w juanie, które wyemitowaliśmy w 2016 r., faktycznie zapadają w tym roku. Rynek chiński to jeden z tych rynków, na których chcemy być obecni. Mamy tam dostęp do potężnej bazy inwestorów i mimo napięć geopolitycznych uważamy, że warto tam sprzedawać dług. Wyceny obecnie nie są tam jednak najlepsze, obserwujemy tam spowolnienie i bank centralny wprawdzie łagodzi politykę pieniężną, ale dla nas ważne jest, jak będzie wyglądała rentowność obligacji po zamianie na euro. Tutaj zaś warunki nie są już opłacalne. Nic nie będziemy robili na siłę. W ubiegłym roku rozważaliśmy emisję w dolarze, bo na tamtejszym rynku nasza najdłuższa płynna seria obligacji zapada za 7 lat, a chcielibyśmy utrzymać krzywą rentowności do tenoru 10-letniego. Być może wrócimy do tego w tym roku, w zależności od warunków rynkowych, jako że naszym celem jest również w dużej mierze realizacja strategicznych celów dywersyfikacji bazy inwestorskiej, w tym podtrzymanie relacji z inwestorami z USA. Nie mamy jednak obowiązku rolowania naszego długu w walutach, możemy go refinansować na rynku krajowym.
Dlaczego MF tak szybko finansuje tegoroczne potrzeby pożyczkowe? Jest połowa lutego, a sfinansowano prawie 50 procent.
Spora część potrzeb tegorocznych została prefinansowana w ubiegłym roku, w szczególności poprzez przetargi zamiany obligacji. W ubiegłym roku deficyt budżetowy był bardzo mały, a tym samym potrzeby pożyczkowe były istotnie niższe od planowych. W związku z tym spora część emisji obligacji w 2018 r. odbywała się właśnie poprzez zamianę obligacji zapadających w 2018 r. na papiery o dłuższych terminach zapadalności.
Rozmawiali: Bartek Godusławski, Marek Chądzyński